piątek, 31 stycznia 2014

Troszkę inny kwiatek





Już jakiś czas temu głośno było o Kim Hyun Joongu i jego nowym, bardziej męskim, wydaniu. Postanowił zerwać ze swoim wizerunkiem kwiecistego chłopca i dojrzeć. Zarówno muzycznie, jak i aktorsko.







Jeśli o mnie chodzi wyczekiwałam tego tytułu. Byłam bardzo ciekawa, jak będzie wyglądać powrót Kim Hyun Joonga na mały ekran. Plakaty podsycały emocje: ciemna kolorystyka, stroje z dawnych czasów... chociaż mina mi nieco zrzedła, kiedy zobaczyłam, że jedną z aktorek ma być Jin Se Yun, która grała główną rolę w Bridal Mask (recenzja Bridal Mask TUTAJ) i raczej nie wzbudziła we mnie pozytywnych uczuć. Nie da się nie zauważyć, że w tym projekcie uczestniczy także Kim Jae Wook.

Drama oparta jest na manhwie, której autorem jest Bang Hak Ki. Oryginał nosi tytuł Gamgyeoksidae i, jeśli dobrze wyśledziłam, składa się z dziesięciu tomów. Rysownik zadebiutował w 1972 roku, a kilka z jego dzieł doczekało się ekranizacji: Joseon's Female Detective Tea Servant, Fighter In The Wind oraz Duelist.


Akcja Inspiring Generation: The Birth of the God of Battle rozpoczyna się w roku 1936, gdzie poznajemy niejakiego Jung Tae, zawadiakę, który bierze udział w nielegalnych bójkach na zakłady. Pierwsze z nim zetknięcie nie należy do zbyt pozytywnych: zaprezentowany zostaje nam środek jednej z jego walk, którą… przegrywa. W jednej z późniejszych scen dochodzi ponownie do konfrontacji, w barze, gdzie rywal, który z nim zwyciężył, stwierdza, że tamten dał mu fory. Jak się okazuje, miał on absolutną rację. W międzyczasie pojawia się tajemniczy mistrz, który mówi, że Jung Tae ma przybyć do Szanghaju. Mężczyzna spełnia jego prośbę i w tym momencie wątek ten zostaje urwany.


Twórcy przenoszą nas do 1928 roku, kiedy Jung Tae, jako młody rikszarz, ratuje damę w opałach. Jest nią Deguchi Gaya, uboga dziewczyna, o której niewiele wiemy. Kolejną żeńską postacią jest dziewczyna ze sklepu zielarskiego, zakochana w Jung Tae po uszy. Jest jeszcze Chung Ah, siostra głównego bohatera, którą musi utrzymać (dziewczyna nie może mu pomóc, gdyż jest kaleką).


To, co zachwyca od pierwszej sceny to stroje. Zdecydowany plus serii: nie uświadczymy tutaj ubrań biedoty jak spod igły czy najnowszych modeli telefonów w ich posiadaniu (chociaż ciekawa jestem, co by było gdyby akcja dramy rozgrywana była w czasach współczesnych…). Bohaterowie chodzą ubrani zgodnie ze swym statusem: Deguchi Gaya chodzi w męskich, sfatygowanych strojach, a Shin Jung Tae ma już mocno zużyty strój rikszarza. Całość wygląda imponująco, a dzięki zadbaniu o te detale, mamy wrażenie, że historia miała miejsce naprawdę, realizm, przynajmniej w pierwszym odcinku, jest ogromnym atutem. Nic nie jest wymuszone, brak komiksowych wstawek, postacie zachowują się w sposób wiarygodny, w czasie walk nie zobaczymy latających ninja.


Z początku trudno jest połapać się w zdarzeniach, które po pierwszym odcinku wciąż pozostają tajemnicą. Dobre posunięcie, które z pewnością zatrzyma widza na dłużej.

Główne postacie wydają się dość ciekawym duetem, oboje ubodzy, odważni i w tarapatach. Mają kompleks bohatera: Jung Tae ratuje kogo popadnie, waląc oprawców jak tylko może, natomiast Gaya okazuje się dość zadziorną białogłową, która potrafi pokazać pazur, kiedy trzeba (patrz: ostatnia scena, kiedy ratuje ojca).


Można odnieść wrażenie, że Inspiring Generation: The Birth of the God of Battle będzie należeć do dram, które odbiegają od najczęściej wykorzystywanych szablonów fabularnych. A przynajmniej takie wiążę z nią nadzieje, bo po pierwszym odcinku można spodziewać się naprawdę wiele (tak bardzo proszę, Jin Se Yun, nie zepsuj tego!). Oglądanie z pewnością będę kontynuować, żeby się przekonać, co też twórcy nam zaserwują i czy drama ta stanie się jedną z moich ulubionych.


Dane:
Tytuł oryginalny: 감격시대 : 투신의 탄생
Liczba odcinków: 24
Czas trwania odcinka: 70 minut
Stacja: KBS2
Gatunek: akcja, dramat, romans, przyjaźń, młodzież, sztuki walki
Rok: 2014


sevy

1 komentarz:

  1. [SPAM]

    Witaj!
    Chciałbyś/chciałabyś zareklamować swojego azjatyckiego bloga i poznać inne? Nic prostszego, zgłoś się na:

    http://azjatyckie-blogi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń