niedziela, 26 stycznia 2014

Korea Południowa i Północna w jednym stały domu...



W świetle wcale nie tak dawnych wydarzeń i zaostrzeniu stosunków Południe-Północ nikogo nie powinno zdziwić, że Króla dwóch serc należy uważać za opowieść raczej utopijną, gdzie twórcy zdecydowanie dali się ponieść wyobraźni. Trzeba jednak docenić to, że podniesiony został temat dla Koreańczyków drażliwy; zastanawiam się, czy ten postulat zjednoczenia faktycznie miał być jakimś głębszym przesłaniem, czy tylko tłem dla kolejnej komedii romantycznej, zwłaszcza, jeśli uzmysłowimy sobie czas, w którym seria powstała. Niestety, mój dylemat jak do tej pory pozostał nierozwiązany.




Fabułę możemy podzielić na trzy bloki tematyczne: międzynarodowe zawody żołnierzy, konflikt Południe-Północ i tajemniczy Klub M.  

Wyobraźmy sobie, że Korea Południowa ma rodzinę królewską, a sam król bardzo pragnie pojednania z Północą. Kiedy zbliżają się międzynarodowe zawody wojskowe, WOT, zgłoszony zostaje udział Korei, która ma wystawić drużynę, złożoną zarówno z południowo-, jak i północnokoreańskich żołnierzy. Ot, taki mały krok dla człowieka, lecz wielki dla ludzkości. Na dodatek jednym z członków grupy ma być brat króla, Lee Jae Ha, który za militarnymi tematami zbytnio nie przepada i właśnie udało mu się skończyć przymusową służbę. Główną postacią ze strony północnej jest Kim Hang Ah, oddana kapitan koreańskiej armii, niezwykle ceniona przez przełożonych, z ogromnym talentem w dziedzinie wojskowej; służyła nawet w służbach specjalnych i uczyła, jak robić zamachy… między innymi na króla. Króla Korei Południowej, warto dodać. Ta dwójka w przyszłości będzie miała stać się węzłem, który utrzyma podzielony kraj w całości. Z początku kontakty w drużynie reprezentacyjnej nie wyglądają różowo; książę zdecydowanie nie jest nastawiony do swojego zadania pozytywnie, stara się utrudnić życie innym, jak tylko może. Z odcinka na odcinek wszystko się zmienia, a drużyna zaczyna stanowić zgraną całość (tak w dużym uproszczeniu, ale po szczegóły odsyłam do samej dramy).


Zupełnie odrębnym wątkiem fabularnym jest Klub M, czyli grupa trzymająca władzę, złożona z bogatych przedsiębiorców, mająca powiązania w wytwarzaniu broni. Na jej czele stoi John, zamerykanizowany Koreańczyk, którego można posądzić o wszystko, tylko nie o to, że jest przy zdrowych zmysłach. Przejawia chorą fascynację Hitlerem i zrobi wszystko, żeby namieszać w relacjach Korei Południowej i Północnej.

Historia nie jest jakoś szczególnie zawiła, ale odcinki potrafią trzymać w napięciu. Jest trochę smutku, trochę radości i trochę irytacji. Za szczególnie drażniące można uznać fragmenty ukazujące postać Johna. Antypatia nie tyle wynika, że jest on tym złym, lecz z tego, że jako czarny charakter… zawodzi. Jest przejaskrawiony, przewidywalny i… nudny. Na dodatek łatwo go pokonać, bo za grosz w nim sprytu.


Interesujący jest wątek relacji Lee Jae Shin i Eun Shi Kyung. To niezbyt wyeksponowana, chociaż piękna historia o mezaliansie… a jak powszechnie wiadomo, mezalians się sprzeda. Jednak nie tylko dlatego warto zwrócić uwagę na tę parę. W ich uczuciu jest coś delikatnego, coś uroczego, przez co ich historia wciąga na tyle, że czasem bardziej można czekać na rozwój ich wątku, niż głównej pary.

Na uwagę zasługuje też postać, według mnie, kapitalna – Ri Kang Suk, czyli północnokoreański żołnierz przeżywający poważny kryzys osobowościowy, bo polubił dziewczęta z SNSD, znane także jako Girls Generation. Niby jest postacią marginalną, ale wnoszącą do dramy pewne światełko. Osobiście wyczekiwałam na fragmenty, w których się pojawi, aby przynieść mi odrobinę uśmiechu.


Szczególną uwagę zwraca kilku aktorów, a mianowicie: odtwórca Ri Kang Suka, Jung Man Sik, Lee Yoon Ji (filmowa Lee Jae Shin, siostra księcia) i Jo Jung Suk (czyli Eun Shi Kyung). Lee Seung Ki również podźwignął rolę rozkapryszonego księcia. Za to aktorskim koszmarem były postacie nie-koreańskie. Nie wiem, skąd twórcy ich wytrzasnęli, ale chyba brali kogo popadnie, byle był biały.


Niestety, w King 2 Hearts można zauważyć braki w logice i konsekwencji. Już w pierwszym odcinku zastanowił mnie fakt, że szanowni północnokoreańscy żołnierze przeżywają cokolwiek skąpe odzienie południowokoreańskich dziewczyn, a kiedy ich kapitan zakłada szpilki i spódniczkę sięgającą połowy uda (lub tuż przed kolano, czyli długość tak czy siak postrzeganą w tamtych rejonach za nieprzyzwoitą) to wszystko jest w porządku. A jeśli o Kim Hang Ah chodzi… Nikt mi nie będzie w stanie powiedzieć, że normalne jest, że podwładny może sam decydować i stawiać warunki swoim przełożonym, co też bohaterka robi w jednym z pierwszych odcinków. Zgadza się na wystąpienie w zawodach, jeśli jej szef zaaranżuje dla niej małżeństwo z odpowiednim mężczyzną. Zaraz… To tak, jakbym ja była żołnierzem za czasów PRL i poprosiła Jaruzelskiego, żeby mnie ohajtał, to wtedy będę lepiej służyć ojczyźnie… Logika chyba musiała mieć przerwę, kiedy scenarzysta pisał tę scenę. Innym cokolwiek zastanawiającym momentem było, kiedy nagle, z nikąd, wzięły się nieporozumienia, wynikające z różnic językowych między obiema Koreami. Przez pierwszą połowę serii nikt nie zwracał na to uwagi, aż tu nagle BUM! okazuje się, że jednak Koree mają inne akcenty i jeszcze kilka różnych niuansów (kiedy w końcu problem ten został w dramie poruszony, niemalże zaklaskałam, krzycząc radosne „brawa za refleks!”). Jednak spotkałam się z bardziej skrajnymi przypadkami (żeby nie powiedzieć: z przypadkami onieśmielającymi głupotą), więc nie rozpaczam aż tak bardzo nad tymi niedociągnięciami. Mogło być lepiej, ale gorzej też.


Podsumowując, King 2 Hearts nie należy do dram, nad którymi pieje się z zachwytu, ale ma coś, co potrafi przyciągnąć i zachęcić do obejrzenia do końca. Nie jestem pewna, czy można ten tytuł zaliczyć do takich, do których się wraca, jednak seans z nim z pewnością nie należy do tych nieudanych, nawet mimo scen, które po prostu należy przewinąć (przynajmniej w moim przypadku tak było).


Dane:
Tytuł oryginalny: 더킹 투하츠
Liczba odcinków: 20
Czas trwania odcinka: 70 minut
Stacja: MBC
Gatunek: komedia, dramat, romans, wojskowy, suspens
Rok: 2012

sevy

2 komentarze:

  1. A gdzie można obejrzeć tą damę z polskimi napisami?

    OdpowiedzUsuń
  2. 51 year old Systems Administrator II Luce Rixon, hailing from Sioux Lookout enjoys watching movies like Not Another Happy Ending and Tai chi. Took a trip to Kenya Lake System in the Great Rift Valley and drives a Maxima. odkryj to

    OdpowiedzUsuń