Akcja dramy rozgrywa się w latach 30. XX wieku, kiedy Korea znajdowała się pod okupacją Japonii. Głównym bohaterem jest Lee Kang To, Koreańczyk, który zdecydował się służyć Cesarstwu. Pnie się po szczeblach kariery mundurowej, a kolejny awans ma mu zapewnić złapanie Ślubnej Maski, czyli skutecznie utrudniającego życie okupantów zbrodniarza. Mężczyzna nie zdaje sobie sprawy, że poznanie tożsamości przestępcy będzie początkiem jego osobistej tragedii…
Muszę przyznać, że po ten tytuł sięgałam z niepewnością; jedyną dramą z polityką w tle, którą udało mi się zaliczyć do tej pory był City Hunter (nie wliczam w to dram stricte historycznych, odnoszących się do zamierzchłych epok) i nieco obawiałam się, że mnogość zawirowań dyplomatycznych przytłoczy mój mózg i uczyni oglądanie dramy katorgą. Obawy były niesłuszne; moja głowa nie tylko ocalała, ale stała się także wielką fanką Bridal Mask, który na moim MDL zastąpił Shut up Flower Boy Band w szóstce ulubionych.
Głównych bohaterów łączy jedno: są
Koreańczykami - i na tym ich podobieństwa się kończą.
Lee Kang To, jak już wspomniałam, zaprzedał
swą duszę cesarskiemu diabłu, ba, nawet więcej – w społeczności japońskiej
odniósł niemały sukces i jest z tego dumny. Zabicie rodaka, ochrona okupanta –
dzień jak co dzień. A jednak nie da się tego bydlaka nie lubić; już od
pierwszych minut stał się moim ulubieńcem. Mam wręcz chorą słabość do tych
złych, cóż począć? A jeśli dodamy do tego, że ma niepełnosprawnego umysłowo
brata i matkę na utrzymaniu – och, no przecież to całkowicie go tłumaczy.
Chciał zapewnić byt rodzinie, to się sprzedał, biedaczek…
Ślubna Maska wybrał życie w ukryciu i żmudną
walkę z wrogiem. Stał się obrońcą uciśnionych, który rusza na pomoc uwięzionym
rodakom, kiedy tylko tego potrzebują. Jest duchem narodu, dla którego jest
niejako symbolem walki o wolność. Jego przydomek wziął się stąd, że swoją twarz
kryje za maską, która wykorzystywana była w tradycyjnym koreańskim teatrze.
Niestety, aby nie zdradzić zbyt wiele z fabuły, muszę poprzestać na tym
szczątkowym opisie, wybaczcie.
Co mają ze sobą wspólnego? Ano to, że Lee Kang
To musi Ślubną Maskę dorwać za wszelką cenę, niczym Inspektor, ganiający
bezskutecznie Różową Panterę. Wkrótce jednak udaje mu się dorwać przeciwnika,
odkrywa jego tożsamość i… Cała drama nabiera rozpędu. Nasz ukochany zdrajca
zamiast wieńca laurowego może otrzymać co najwyżej koronę cierniową. Ha, a to
dopiero początek…
Oczywiście w każdej szanującej się dramie musi
pojawić się ona. Ona nazywa się O Mok Dan i jest córką słynnego bojownika o
wolność, Mok Dam Sa Ri, który wciąż wymyka się japońskiej policji (a przecież
kilka razy już go aresztowano!). Szuka przyjaciela z przeszłości, którego
rodzina ją przygarnęła. Jedyną pamiątką po ów przyjacielu jest nóż i to właśnie
ten przedmiot jest jej jedyną nadzieją na odnalezienie zagubionego towarzysza
(do którego pała uczuciem zgoła innym niż przyjacielskim). Rzecz jasna sprawa
jest wyjątkowo zagmatwana. Kocha się w niej pewien Japończyk, Kimura Shunji,
który jednocześnie jest przyjacielem Lee Kang To. Wiem o czym myślicie, ale ten
trójkąt miłosny jest bardziej skomplikowany, niż może się wydawać. A czy już
wspominałam o tym, że Lee Kang To jest tym, który schwytał Mok Dam Sa Ri i
dzięki temu zapunktował u japońskiej prosperity politycznej? Nie? Cóż za
niedopatrzenie z mojej strony… Natychmiast naprawiam mój błąd: nie tylko go
złapał, ale także szczycił się tym, że dzięki niemu koreański zbrodniarz
otrzymał wyrok śmierci.
Bridal Mask zdecydowanie obfituje w postaci.
Są one doskonale zaprojektowane; widać, że twórcy bardzo dbali o to, aby ukazać
indywidualizm nawet najrzadziej występujących osób. Bohaterowie i ich imiona
łatwo zapadają w pamięć, bez problemu można się poruszać w ich zawiłych
związkach i rozwiązkach. Z pewnością nie można całej zasługi przypisać jedynie
scenariuszowi; aktorzy odwalili kawał dobrej roboty wcielając się w swoje role.
Muszę wyróżnić tutaj Sin Hyeon Juna, grającego upośledzonego brata Lee Kang To,
Lee Kang Sana. Żeby zrozumieć mój zachwyt, musicie obejrzeć jego poczynania w
tej dramie. Na pochwałę zasługuje także odtwórca naczelnego bydlaka dramy – Ju
Won. Jako cwaniaczkowaty playboy lat 30. jest po prostu boski. Udźwignął także
ciężar dalszych odcinków, dobrze oddając tragedię człowieka, którego zaczyna
męczyć życie wśród wrogów (a także coś więcej, ale co takiego nie mogę
zdradzić, bo to zbyt znaczące dla fabuły). Jak to w dramach bywa w ostatnich
odcinkach przestaje być naczelnym bydlakiem i zmienia się pod wpływem
głębokiego uczucia do kobiety, jednak jego postać, jak dla mnie, nie traci na
tej przemianie. Być może jest to zasługa tego, że wciąż pozostaje w nim wiele
mrocznych emocji, które nim targają do końca. Shunji Kimurze swojej twarzy
użyczył Park Gi Ung, za co również należy mu się pochwała. Ta rola wymagała
dużego oddania i wczucia się, co też Park Gi Ung uczynił. Kiedy trzeba było
czuć do Kimury sympatię – czułam ją. Kiedy trzeba było go nienawidzić –
nieznosiłam go serdecznie. W roli O Mok Dan wystąpiła Jin Se Yeon, o której
nigdy nic nie słyszałam, więc nie mam pojęcia, jak ją ocenić. W Bridal Mask ani
mnie nie zachwyciła, ani nie sprawiła, że miałam ochotę uciec (budząc we mnie
emocje podobne jak widok Kristen Stewart), więc źle nie jest, ale mogłoby być
lepiej, szczególnie na tle kolegów.
Uwielbiam Bridal Mask za wspaniałe oddanie gry
psychologicznej między bohaterami, która, w sposób jak najbardziej pozytywny,
kojarzyła mi się z Death Notem. Wszechobecne napięcie aż skrzy w odpowiednich
momentach, widać, jak trybiki w głowach bohaterów powoli się obracają, dążąc do
poznania prawdy. A zakończenie tej walki nie zawodzi, pozostawiając po sobie
słodko gorzki posmak. Ostatnie sceny Bridal Mask nie są typowym happy endem, co
podnosi wartość dramy (przynajmniej w moich oczach, już nieco znudzonych
oglądaniem szczęśliwiekońcowego pocałunku).
Jednym z większych rozczarowań były dla mnie
kostiumy; oczywiście obecne są hanboki i kimona, mężczyźni noszą głównie
garnitury lub mundury (nie jestem w stanie stwierdzić, na ile są one wymysłem
twórców dramy a na ile oddają rzeczywiste japońskie mundury tamtych lat),
kobiety często przywdziewają także zwykłe zachodnie ubrania i to właśnie one są
powodem moich rozczarowań. Nie wiem, jak wyglądała moda lat 30. w Korei, ale
kreacje pań wydawały mi się szalenie uwspółcześnione, przez co drama traciła
realia historyczne. Zagadką dla mnie jest fakt, że kobieta w dopasowanych
spodniach jest czymś całkowicie normalnym i niebudzącym zgorszenia. Tragedii
nie ma, ale zdecydowanie można było bardziej się postarać, bo dodanie do stroju
toczka nie czyni go ubiorem z dawnych lat.
W kwestii OST: w trakcie oglądania nie
zwracałam na niego uwagi, zbyt zajęta akcją, dopiero później się zapoznałam z
poszczególnymi piosenkami i muszę przyznać, że są epickie perełki: Judegment
Day, Holy, tytułowe Bridal Mask, Destiny, Guardian, Taek Guk Flag On This
Floor. Znajdziemy tu także kilka smętnych, ale całkiem sympatycznych melodyjek,
które, w starciu z epickimi perełkami, uciekają szybko z pamięci.
Podsumowując, jestem zdecydowanie na tak.
Polecam dramę każdemu, kto poza wątkiem romansowym oczekuje czegoś więcej. Nie,
cofam to. Polecam tę dramę każdemu, po prostu.
Dane:
Tytuł oryginalny: 각시탈
Liczba odcinków: 28
Czas trwania odcinka: 70 minut
Stacja: KBS2
Gatunek: akcja, dramat, historia, romans, sztuki walki
Rok: 2012
sevy
Chciałam tylko zauważyć, że kobiety w Korei nigdy nie zakładały masek podczas ślubu, kaksital pochodzi z teatru maskowego, gdzie była jedną ze standardowych masek :) Warto najpierw o takich rzeczach poczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)))))
O, dziękuję. No tak, że też nie skojarzyłam tego z teatrem maskowym. Powinnam się wstydzić, co też czynię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam również i zapraszam do dalszej lektury :)))